Z miłości do kuchni francuskiej

Ewa jest autorką bloga kulinarnego Mrs&MrFlr.  To opowieść o rodzinie, to podróże kulinarne w malowniczej scenerii parku narodowego w Vexin i piękne fotografie autorstwa  jej męża. Zakochana po uszy w kuchni francuskiej rozwija swoją kulinarną pasję, gotując sezonowo i  według zasady ,,gdzie miłość nakrywa do stołu, tam serwuje się najlepsze dania”.

Z Paryża przeprowadziła się na wieś, uciekając od zgiełku i ciągłego pośpiechu. To tutaj w Vexin spełnia swoje pasje gotując, uprawiając warzywnik i szyjąc ubranka dla dzieci.

Z Ewą spotykamy się w 11. dzielnicy Paryża. Kawiarnia, w której będziemy rozmawiać -Passager – sprawia wrażenie nie do końca wykończonej. Dominuje kolor szary i wykończenia z cegły. Jedynym barwnym elementem wystroju jest ciekawa mozaika podłogowa w kolorach ziemi. Ogromne okna pozwalają obserwować przechodniów. My jednak nie siadamy przy oknie, zamawiamy kawę i siadamy przy stoliku, aby porozmawiać o kuchni, blogu, ubrankach i Paryżu.

Jak rozpoczęła się Twoja paryska historia? 

Do Paryża przyjechałam po raz pierwszy na dłużej po maturze, jako au-pair. Oczywiście, bardzo mi się spodobało! (śmiech) Po kilku perturbacjach trafiłam na rewelacyjną francuską rodzinę, z którą zwiedziłam praktycznie całą Francję. Od morza po góry, od Alzacji przez Burgundię aż po Kraj Loary. Kiedy wróciłam do Polski czegoś mi brakowalo. Ciągnęło mnie z powrotem do Paryża.

Uległaś pokusie i zawitałaś ponownie we Francji?

Tak, ale wkrótce wyjechalam do Niemiec, a potem do Irlandii, gdzie pracowalam w restauracji jako szef kuchni. Dosyć szybko awansowałam na supervisora restauracji, a następnie menadżera. Irlandzki rynek pracy diametralnie różni się od francuskiego, dużo łatwiej znaleźć pracę, ale też dużo łatwiej można ją stracić.

Z Paryża do Bonn, z Bonn do Dublina….Czy przypadkiem nie miałaś pisać bloga podróżniczego!?

(śmiech) Wszystko raczej oscyluje wokół jedzenia. Mieszkając w Dublinie zaczęłam specjalizować się w otwieraniu restauracji. Zajmowalam się tym przez dwa lata, i znów zapragnęłam wrócić do Francji, ponieważ to kuchnię francuską, obok całej francuskiej kultury, kina i muzyki, kocham najbardziej.

Wiemy, że uwiodła Cię nie tylko Francja. Pojawił się ktoś jeszcze?

Na stronie randkowej poznałam mojego męża Francuza. Wkrótce, już w powiększonym składzie – z synkiem, przeprowadziliśmy się do Vexin, małego miasteczko położonego niedaleko od Paryża. Przepiękny region obfitujący w lasy, pola i łąki trochę przypomina mi Polskę. Udało nam się znaleźć przepiękny dom z widokiem na całą wioskę, zaczęłam gotować i naprawdę pasjonować się kuchnią francuską.  Stwierdziliśmy, że to nasze miejsce na ziemi. W między czasie zaszłam w drugą ciążę.

Skoro mowa o dzieciach uchyl rąbka tajemnicy nowo powstałej kolekcji ubranek!

Pomysł stworzenia kolekcji ubranek dla dzieci od jakiegoś czasu był w  mojej głowie. To są ubranka dla dzieci od 0 do 6 roku życia. Ubranka w stylu vintage szyję sama w zaciszu mojego domowego atelier. Wszystkie modele wykonane są z wysokiej jakości lnu w zgodzie z duchem idei ekologii. Lniane sukienki, spodnie, bluzki i kombinezony można założyć na specjalą okazję, wyjście do parku lub po prostu do szkoły. Lubię spędzać czas w mojej pracowni, projektować i szyć. To niesamowite uczucie i radość móc zobaczyć dzieci noszące uszyte przeze mnie ubranka w różnych zakątkach świata.

Jak zmieniło się wasze życie po przeprowadzce z Paryża na wieś?

Jakość życia, jakie prowadzimy teraz, nie ma nic wspólnego z tym, jak żyliśmy w Paryżu – non-stop w biegu, non-stop spóźnieni. W Vexin zaczęliśmy prawdziwie żyć. Praktycznie wszystko robimy razem. Obecnie z mężem pracujemy nad książką kulinarną, która będzie opowiadała o regionalnych producentach pieczarek, oleju, kasz i ziaren. Zmieniło się nasze podejście do życia. Nie chodzimy do supermarketów, wszystko kupujemy od lokalnych producentów. Nie jemy pomidorów w styczniu , ale za to na talerzach mamy inne sezonowe warzywa. W ten sposób staramy się żyć.

Jesteśmy tutaj za sprawą Twojego bloga, który urzekł nas szatą graficzną i kulinarnymi opowieściami, więc musimy zapytać o moment, w którym narodził się pomysł jego stworzenia?

Mój pierwszy blog ,,Les trois petites cuillères”  (Trzy łyżeczki) pojawił się już bardzo dawno temu i był poświęcony różnym rodzajom kuchni. Ja byłam jedną łyżeczką, mój mąż był drugą łyżeczką, a nasz kot, który z nami gotował trzecią. Jak urodziłam pierwsze dziecko nie miałam głowy do pisania bloga. Życie blogowe to praca 24 godziny na dobę. Nie byłam na to gotowa. Piszę sobie od czasu do czasu, a mąż robi zdjęcia. Dostałam też propozycję napisania ksiązki kulinarnej od polskiego wydawnictwa. Rozmowy utknęły w martwym pukcie, ponieważ projekt szedł w kierunku totalnie komercyjnym, a ja się kompletnie nie nadaję do takich projektów. Powstało już nawet kilka tekstów i sesji fotograficznych, które zamierzamy wykorzystać przy innym, naszym wspólnym rodzinnym projekcie. Wraz mężem doszliśmy do wniosku, że to co chcemy robić jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki: piękne krajobrazy, lokalni producenci i ich produkty. Stwierdziliśmy, że damy sobie dwa lata na napisanie książki kulinarnej, w której opowiemy o regionie, w którym mieszkamy i przepisach podzielonych na 4 pory roku.

Jeśli miałabyś wybrać trzy potrawy  francuskie, których koniecznie trzeba spróbować?

Na pewno owoce morza! Małże we wszystkich sosach, z majonezem, z frytkami….Dla miłośników mięsa polecam pieczeń cielęcą z rozmarynem, szalotkami i czosnkiem. Francuzi lubią mięsa. Nie należy jednak kupować mięsa w supermarkecie, tylko i wyłącznie u sprawdzonego producenta. Różnica jest niewyobrażalna, mięso bez hormonów, a koszt wbrew pozorom nie jest dużo większy.

Kochamy desery, co polecisz, aby dopełnić francuskie menu?

Moim ulubionym deserem jest ciasto truskawkowe, czyli charlotte aux fraises. Śmietana, żelatyna, truskawki i biszkopty. To nie jest deser, który przygotujemy w pięć minut.

Czym kierujesz się wybierając przepisy, które chcesz wypróbować?

Mam bardzo dużo książek kucharskich, zresztą kiedyś je kolekcjonowałam. Rzadko kiedy skrupulatnie trzymam się przepisu. Chyba jedyną książką, z której korzystałam bez żadnych osobistych modyfikacji był ,,Apetyt na Francję” autorstwa Mimi Thorisson. Być może dlatego, że Mimi gotuje, podobnie jak jak, kuchnię familijną, a produkty, których używa są łatwe do znalezienia. Ma przepiękny kadr, polecam jej bloga i Instagram. Moją kolejną, wielką inspiracją jest Alain Passard – właściciel restauracji L’Arpege i zdobywca trzech gwiazdek Michelina, które zachował, mimo że wyłączył z menu mięso. Do L’Arpege wybieramy się z mężem wkrótce na kolację z okazji rocznicy ślubu. Taka kulinarna uczta to dla nas najlepszy prezent. Uwielbiam takich pasjonatów, jak Passard, którzy żyją tym, co robią. Kiedy słucham opowieści takich ludzi mam ciarki, a nawet potrafię się popłakać.

Jak sobie wyobrażasz swoje czytelniczki?

Piszę dla ludzi, którzy lubią gotować. których gotowanie nie przeraża. Lubię, gdy moi czytelnicy chcą ze mną rozmawiać i wymieniać się swoimi doświadczeniami, dlatego mam swój Instagram, który umożliwia natychmiastową wymianę, znacznie szybszą niż email, Facebook czy komentarz pod postem. Wstawiam zdjęcie i od razu widzę dodany komentarz. Mój blog osobisty teraz będzie odstawiony trochę na bok, skupiam się na książce, i dlatego wszystkie mojej czytelniczki zapraszam do odwiedzenia strony Fundacjina której na bieżąco będziemy relacjonować nasze kolejne poczynania.

Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko śledzić dalsze francuskie podróże kulinarne Ewy i jej rodziny! Was również zachęcamy do śledzenia Ewy na Instagramie – spora dawka inspiracji gwarantowana!

 

Komentarze: 0

Dodaj komentarz