Kornel Zezula. Paryskie spotkanie z artystą.
Jesień w Paryżu, słoneczny październikowy poranek. W kafejce przy rue de Seine spotykamy się z jednym z najbardziej obiecujących młodych artystów – Kornelem Zezulą. Zafascynowany ludzką twarzą maluje portrety i autoportrety przypominające kadry z nieistniejących filmów. Urodzony i wychowany we Wrocławiu, do Paryża przyjechał na studia i już tu został.
Kiedy wyjeżdżał na stydpendium do Paryża, znajomi żartowali, że jedzie do swoich. Po Paryżu jeździ rowerem lub metrem, francuskiego uczył się czytając „Mdłości” Sartre’a, a wyjątkowe okazje świętuje z przyjaciółmi w secesyjnej restauracji La Belle Epoque. Kornel Zezula podobnie jak Paryż »zatrzymał się w czasie » i może właśnie dlatego Paryż pokochał Kornela, a Kornel Paryż…
Pont des Arts, Boulevard Saint Germain
Kilka minut stąd znajduje się Twoja pracownia. Zaraz w pobliżu Pont des Arts, Boulevard Saint Germain, chyba lepszego miejsca do pracy nie można sobie wymarzyć?
Muszę przyznać, że nie łatwo było ją znaleźć. Długo jej szukałem, aż w końcu w starej stołówce do remontu stworzyłem swoje miejsce do pracy i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Podczas kwarantanny nie mogłem tu przyjeżdżać, a praca we własnej, domowej przestrzeni jest raczej trudna. I nie chodzi o bałgan czy zapach farby, ale takie psychologiczne wyjście z atelier. Myślę, że posiadanie pracowni jest konieczne. Trzeba tam pójść , wylać z siebie to, co się ma do wylania i wyjść, póki jeszcze w miarę dobrze idzie.
Pamiętasz swój pierwszy przyjazd nad Sekwanę ?
W sumie pierwszy raz zobaczyłem Paryż przyjeżdżając tu na stałe. Znałem go z książek i filmów. Na trzecim roku studiów dostałem się na stypendium Erasmusa, lecz nie do Paryża, ale do Bourges w centralnej Francji. Miasto jak miasto, katedra gotycka, kilka kościołów. Rok tam spędzony nie należał do rozrywkowych (śmiech).
W międzyczasie przyjeżdżałem pociągiem do Paryża. I taki miałem plan, żeby przyjechać tu na stałe. Będąc w Bourges zacząłem uczyć się francuskiego. Pierwszą książką, jaką sobie kupiłem były ,,Mdłości” Sartre’a. Podejrzewam, że czytając, połowę sobie dopowiadałem, ale mimo to dobrnąłem do końca. Jakiś czas później były egzaminy do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych w Paryżu. Pojechałem z całym swoim dobytkiem na plecach i dostałem się na uczelnię.
Wspomniałeś, że Twoja wizja Paryża powstała w oparciu o filmy i książki. Co przyciągnęło Cię najbardziej do tego miasta?
Nie miałem żadnej wizji gloryfikującej Paryż. Syndrom paryski też mnie nie dotknął. Nie myślałem nigdy, że to jeden wielki Disneyland! Czytałem dosyć dużo o Paryżu, więc wiedziałem, jakie są tu realia. Że są gorsze i lepsze dzielnice, że metro nie rozpieszcza i że bywa brudny. A jedną z pierwszych rzeczy, jaka mi się tu przytrafiła było wdepnięcie w słynną, paryską psią kupę zaraz po wyjściu z dworca.
Za czym tęsknisz, kiedy stąd wyjeżdżasz?
Luzem kawiarnianym, dostępem do kultury , flanerowaniem. Jest tyle wystaw do zobaczenia, tylko czasu na wszystko nie wystarcza. Dostępność kultury jest dla mnie ważna. Lubię się zgubić w Paryżu, pójść do jakiegoś miejsca, które mi ktoś polecił, o którym czytałem.
Praca.
W jaki sposób pracujesz, wena czy regularne malowanie?
Regularność mi za bardzo nie wychodzi, wielokrotnie starałem się wyznaczyć sobie określone ramy czasowe pracy, jednak w moim przypadku to nie za bardzo funkcjonuje. Malując cały czas żongluję inspiracjami, robię przerwy, dopracowuję……
Ostatnio taką bardziej konsekwentną moją pracą była seria woali – zasłoniętych twarzy. To była kolekcja kwarantannowa, która zaskakująco dobrze wpisała się w obecny czas. Interesowała mnie tutaj jakaś sensualność i próbowałem zagrać w tę stronę.
Jakich modeli wybiera Kornel Zezula ?
Bardzo często maluję osoby świadome swojego ciała. Mam takie szczęście, że większość moich znajomych to osoby kreatywne. Aktorki, tancerze, modelki. Skupiam się na emocjach, wspólnie z modelem reżyserujemy wymyślone przeze mnie sytuacje. Innym razem daję się ponieść.
Bardzo często pracuje na podstawie fotografii. Tworzę moodboardy, zbieram inspiracje.
Gdzie można zobaczyć Twoje obrazy ?
Teraz niestety tylko w mojej pracowni. W aktualnej sytuacji możliwości zorganizowania wystawy są bardzo ograniczone. Miałem zaplanowaną wystawę na wiosnę, została przełożona na jesień, a teraz stwierdziliśmy, że bezpieczniej będzie, jak przełożymy ją na kolejną wiosnę….
Lubisz się rozstawać ze swoimi obrazami, czy stanowi to dla Ciebie problem ?
Przyznaję, że czasami nie jest to łatwe. Ale mam takie szczęście, że moje prace trafiają do klientów, z którymi pozostaję w kontakcie. Zazwyczaj to są bardzo ciekawe osoby. Pracując w Paryżu mam fantastyczną możliwość poznawania interesujących ludzi. Doceniam to i jestem za to bardzo wdzięczny.
Wielu artystów utrzymywało się przez wieki z portretów na zamówienie bogatych mecenasów, niekoniecznie tych, których lubili. Wykonujesz portrety na zamówienie?
Robiłem oczywiście trochę portretów na zamówienie. Jeden z bliskich znajomych zamówił kiedyś portret swojego syna. Ciekawie opowiadał o ich relacji, byłem zafascynowany fizjonomią tego chłopaka, prawie mężczyzny. Ten portret wyszedł taki rafaelowski. Poźniej zamówił portret swojej żony, która jest tancerką. Ona pozowała bardziej ciałem, spotkałem się z nią rozmawialiśmy o koncepcie. Dla mnie to było niezwykle interesujące.
Gdzie się ubierasz w Paryżu?
Ha! Przywiązuję wagę do wyglądu, ale nie jestem fashion freakiem. Często ubieram się na wyprzedażach. Wystarczy mi prosty t-shirt za 5 euro, koszula , spodnie.
Gdybyś nie był artystą, to kim byłbyś?
Kiedyś chciałem być architektem. Cały czas interesuję się architekturą i urbanistyką. Tym jak miasto jest rozwiązywane, jaki wpływ na to miała historia. Lubię szukać zmian na starych mapach Warszawy czy Wrocławia – zawierucha wojenna dużo zmieniła. Paryż jest taki zastały. Kiedyś jeszcze mieszkając w Polsce wszystko co było stare było dla mnie piękne, a to co nowe brzydkie. Przyjeżdżając do Paryża bardzo się z tego wyleczyłem, bo otoczyłem się klasyką, i nadal mi się to bardzo podoba, ale o wiele bardziej doceniam nowoczesność.
Jak lubisz spędzać czas wolny?
Uwielbiam odkrywanie różnych miejsc nieoczywistych, miejsc, których nie ma w przewodnikach. Czytam tabliczki informujące o tym, gdzie kto mieszkał. Jest ich w tej dzielnicy bardzo dużo. Zaraz obok jest rue Saint-André-des-Arts, przy której urodził się Baudelaire, kawałek dalej rezydencja, w której bywał Ludwik X, a obok ulica, na której przez 30 lat mieszkał Picasso. Można by tak bez końca.
Tam dalej Kornel Zezula miał swoja pracownię….
(Śmiech) może kiedyś ktoś tak powie…
Whiskey czy wino?
Wino! Nie jestem fanem alkoholi wieloprocentowych. Lubię Chablis, Côtes-du-rhône, Chardonnay…..Nie snobuję sie w winach. Kiedyś znajomy winiarz mi powiedział, że cena wina powyżej 30 euro w sklepie, to cena spekulacyjna i kolekcjonerska. Dobre wino można kupić od 5 do 10 euro. Aczkolwiek zapewne trzeba się troszeczkę znać, żeby wiedzieć co kupić.
Mam jedną butelkę, która być może jest początkiem mojej kolekcji….Dostałem od wujka, jak zrobiłem dyplom na uczelni. Czekam na specjalną okazję, aby ją otworzyć. Jestem dosyć symbolistyczny.
Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś , że chcesz malować?
Właściwie od zawsze. Choć dopiero w wieku 16 czy 18 lat postanowiłem, że pójdę na sztuki piękne. Moi rodzice bardzo mnie w tym wspierali. Motywowali w trudnych momentach, płacili za kurs nauki rysunku.
Czy paryska bohema jeszcze istnieje?
Tak, mam taki krąg znajomych, również Polaków, fotografów, aktorów, artystów różnych dziedzin sztuki. Ta grupa , którą my nazywamy „polską mafią”, cały czas się rozrasta. Spotykamy się, długimi godzinami rozmawiamy o sztuce, i mam czasami takie przemyślenia, że może będzie to miało jakieś znaczenie w przyszłości….
Czytając biografie artystów zawsze mnie fascynuje, że oni wszyscy znali się prywatnie, kumplowali się i spotykali, trochę jak my teraz. Łączą nas też polskie nostalgie….
Prace Kornela możecie zobaczyć tutaj